Jaskinia lodowa Svalbard

Jaskinia lodowa – jaskinia, w której (w całej jaskini lub przynajmniej jej części) przez cały rok utrzymują się trwałe skupiska lodu lub nacieki lodowe. Z reguły wiąże się to z utrzymywaniem się w jaskini (lub w jej części) przez cały rok temperatur ujemnych lub nieznacznie tylko powyżej zera w ciepłym półroczu.

Boję się jaskiń, choć w sumie to nie wiem… Nie miałam z nimi do czynienia, nigdy nie byłam w środku. Nawet w górach, na wycieczkach szkolnych, dziwnym trafem nie miałam okazji ich poznać.

Ciemne, wydrążone w skałach korytarze, gdzie trzeba się czasem przeciskać, pokazywały obraz niekomfortowego miejsca dla mnie. Co jeśli mam klaustrofobię albo gdzieś utknę? Zastanawiałam się długo czy taka „atrakcja” nie będzie zbyt dużym przeżyciem dla mnie i tu się nie pomyliłam. Jaskinia lodowa była bardzo dużym przeżyciem, pozytywnym, niezapomnianym i zadziwiającym jak przepiękne arcydzieła może stworzyć natura.

Temperatura -20°C.

Wycieczka wykupiona jeszcze przed przylotem. Mamy wypożyczoną broń, poza miastem możemy się poruszać, jednak pójście w takie miejsce wymaga więcej przygotowania, którego w tym momencie nie mamy. Przewodnicy czekają rano przed hostelem. Idziemy jakieś 300 metrów do samochodu, który znajduje się na samym końcu miasta. Stąd ruszamy na pobliską górę, gdzie jest wejście do jaskini lodowej. Nasi przewodnicy wyjaśniają jak będzie wyglądała wycieczka, zasady bezpieczeństwa oraz pokazują nasze wyposażenie.  Zakładam rakiety śnieżne, z wielkim trudem – nigdy wcześniej nie miałam ich na nogach, na butach też. Udaje się. Pierwsze parę kroków idę jak kaczka, rakiety są dużo szersze od butów i co chwilę zahaczam jedną rakietą o drugą. Na szczęście nie jestem w tym sama. Jeszcze tylko reszta ekwipunku do plecaka – raki, latarka i kask. Wycieczka jest dość prywatna, dwóch przewodników Fredrick i Daniel oraz nasza trójka, dzięki czemu możemy zadawać mnóstwo pytań i chłonąć wiedzę na temat jaskiń lodowych, miasta, niedźwiedzi polarnych oraz wszystkiego co chcemy wiedzieć.

Idziemy cały czas pod górę, wokół sama biel, słychać tylko trzask zmrożonego śniegu. Nogi zaczynają lekko odczuwać inny, szerszy chód w rakietach. Człapię się dalej, idę ostatnia. Towarzyszy mi Daniel, który uczy się na przewodnika. Nie, nie zostawi mnie w tyle. Zatrzymuję się co chwilę i odwracam, patrząc na panoramę miasta, która zapiera dech w piersiach. Z każdym krokiem cywilizacja znika za górą, ukazując coraz większy ogrom białego pustkowia.

Po godzinie marszu docieramy „pod wejście” do jaskini lodowej. Rozbijamy „obóz” i lekka konsternacja… Czerwone patyczki na białym pustkowiu. Przewodnik odgarnia pokrywę i ją zdejmuje, naszym oczom ukazuje dziura w śniegu… Najzwyklejszą jaką można sobie wyobrazić dziurę w śniegu…  Różne myśli przeszły mi przez głowę „Ja mam tam wejść?”, „Jak mam stamtąd wyjść?”, „Czy się zmieszczę?”. Cała nasza trójka stała i patrzyła z niedowierzaniem, a nasze wyrazy twarzy były w każdym języku zrozumiałe. Wóz albo przewóz. Zdejmujemy rakiety śnieżne, zakładamy raki, kaski, latarki. Kilka słów otuchy od przewodników i wchodzimy do jaskini, a dokładnie jak na zjeżdżalni 5 metrów w dół…

„Ciemność, widzę ciemność, ciemność widzę.” Zapalamy latarki, wzrok musi się przystosować, nadal ciemność… Po chwili naszym oczom ukazują się arcydzieła stworzone przez lód… Idziemy dalej, zmrożone skały mienią się kolorami. Prześlizgujemy się przez wąskie korytarze, światła latarek rozpraszają się wszędzie, jakbym szła diamentową aleją. Kryształki migoczą nad głową, tworząc najróżniejsze wzory. Lodowy pałac… marmurowe ściany korytarzy… kryształowe żyrandole… W sali balowej zrobiliśmy przerwę, oczekiwał na nas poczęstunek – kawa i ciastka. Na chwilę wyłączamy latarki, takiej ciemności jeszcze nie doświadczyłam, cisza która zapadła potęguje uczucie przerażenia…

W jaskini jest ciepło, stała temperatura -6°C

Droga powrotna zaszczyca nas pierwszym widokiem promieni słonecznych na szczycie pobliskiej góry.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *