Svalbard – norweska prowincja w Arktyce, obejmująca swym zasięgiem archipelag Svalbard wraz z kilkoma wyspami nie wchodzącymi w skład archipelagu w granicach 71°–81° N i 10°–35° E, 800 km na północ od Norwegii i 1100 km od Bieguna Północnego.
Po wielkim zakupach w sklepie w Longyearbyen czyli 4 wózkach z zapasami na 2 tygodnie i przetransportowaniu ich na naszą łódź, ruszyliśmy na podbój Arktyki. Pierwsze godziny były niespokojne, każdy przyzwyczajał się do nowych warunków. Wiejący zimny wiatr, łódź kołysząca się na falach i oczywiście trzymanie steru – dla mnie był to pierwszy kontakt w „prowadzeniu”, a raczej sterowaniu naszego domu na kolejne kilkanaście dni.
Dzień zlewał się z nocą, a raczej nigdy się nie kończył. Słońce górowało nad nami przez cały czas. Zegarki wyznaczały porę posiłków, a 3-godzinne wachty normowały dzień i plan rejsu oraz czas na krótką drzemkę. Tak, krótką – gdybym mogła w ogóle bym nie spała, by czegoś nie ominąć, kolejnej góry, kolejnego lodowca.
Część z nas postanawia wykorzystać ubiór i ruszyć obejrzeć pobliską kolonię morsów. Widzieliśmy je już z łodzi, ale co innego jest stanąć na lądzie kilka metrów od nich. Są świetnymi pływakami lecz na lądzie poruszają się mozolnie. Można podejść do nich dość blisko, choć nie wszystkie są z tego powodu zadowolone.
Przez kolejne kilka dni kierujemy się dalej na północ, kolejny fiord i lodowce, kolejny postój na kotwicy. Uwielbiam te momenty, kiedy wszyscy śpią, a ja siedzę na wachcie na pokładzie. Pustka i cisza w około, żadnych śladów cywilizacji, żadnej innej łodzi, tylko góry, śnieg i słońce. Fale delikatnie obijają się o łódź, tworząc muzykę. Można się zatracić w tej specyficznej ciszy, zacząć odnajdywać siebie, swoje emocje…
Naszym celem było przekroczenie 80°N i tak też się stało. Śnieg z deszczem, wiatr i ledwo ledwo 1 stopień powyżej zera. Wyspa Moffen, którą widzieliśmy tylko z pokładu łodzi. GPS pokazał 80°N… Jest! Jest pięknie!
widoki nieziemskie. Whisky z lodem pewnie też 😉
Ziemskie, ziemskie 🙂 to tylko Arktyka 🙂