Svalbard – płyniemy na północ

Svalbard – norweska prowincja w Arktyce, obejmująca swym zasięgiem archipelag Svalbard wraz z kilkoma wyspami nie wchodzącymi w skład archipelagu w granicach 71°–81° N i 10°–35° E, 800 km na północ od Norwegii i 1100 km od Bieguna Północnego.

Po wielkim zakupach w sklepie w Longyearbyen czyli 4 wózkach z zapasami na 2 tygodnie i  przetransportowaniu ich na naszą łódź, ruszyliśmy na podbój Arktyki. Pierwsze godziny były niespokojne, każdy przyzwyczajał się do nowych warunków. Wiejący zimny wiatr, łódź kołysząca się na falach i oczywiście trzymanie steru – dla mnie był to pierwszy kontakt w „prowadzeniu”, a raczej sterowaniu naszego domu na kolejne kilkanaście dni.

Ciężko było wysiedzieć pod pokładem, kiedy na zewnątrz z każdej strony ukazywały się widoki, które można było wcześniej zobaczyć tylko w telewizji. Góry pokryte śniegiem, granat wody i gdzieniegdzie zwierzęta oraz ptaki, którym nie przeszkadzał panujący chłód.

Dzień zlewał się z nocą, a raczej nigdy się nie kończył. Słońce górowało nad nami przez cały czas. Zegarki wyznaczały porę posiłków, a 3-godzinne wachty normowały dzień i plan rejsu oraz czas na krótką drzemkę. Tak, krótką – gdybym mogła w ogóle bym nie spała, by czegoś nie ominąć, kolejnej góry, kolejnego lodowca.

Jednym z miejsc, do którego zawitaliśmy to Magdalenefjorden czyli najbardziej fotografowane i malownicze miejsce położone w północno-zachodniej części Spitsbergenu – tak wyczytałam przed rejsem. I nie zawiodłam się. Bliskość czoła lodowca oraz jego barwa napełniały mnie radością i spokojem.
Tutaj mogliśmy skosztować wspaniałej whisky wraz z lodem z lodowca i napawać się przepięknymi widokami tego fiordu.
Pierwszy postój na kotwicy, pierwsze zejście na ląd – Virgohamna (zatoka w północnej części wyspy Danskøn, leżącej na północno-zachodnim obrzeżu archipelagu Svalbard) miejsce skąd m in. w XIX wieku próbowano zdobyć biegun, a obecnie są tu pozostałości tragicznej wyprawy balonowej Andréego.
Ubieramy się w nasze stroje „teletubisi”, czyli kombinezony ratunkowe, tak woda tutaj ma temperaturę bliską zeru, nawet poniżej, co oznacza, że nie można się z nią bezpośrednio integrować, gdyż czas na przeżycie (bez odpowiedniego kombinezonu) równy jest jej temperaturze.
Ruszamy w stronę brzegu. Broń obowiązkowo, niedźwiedź polarny może być za każdą skałą, w wodzie. To jego dom, my jesteśmy tylko gośćmi.
Na lądzie jesteśmy sami i zdani tylko na siebie, żadnej żywej duszy. Trzymamy się razem. Emocje rosną, gdy ukazują się nam ślady niedźwiedzia. Każdy ma oczy na około głowy. Nie chcemy przecież używać broni a tym bardziej stać się obiadem.

Część z nas postanawia wykorzystać ubiór i ruszyć obejrzeć pobliską kolonię morsów. Widzieliśmy je już z łodzi, ale co innego jest stanąć na lądzie kilka metrów od nich. Są świetnymi pływakami lecz na lądzie poruszają się mozolnie. Można podejść do nich dość blisko, choć nie wszystkie są z tego powodu zadowolone.

Przez kolejne kilka dni kierujemy się dalej na północ, kolejny fiord i lodowce, kolejny postój na kotwicy. Uwielbiam te momenty, kiedy wszyscy śpią, a ja siedzę na wachcie na pokładzie. Pustka i cisza w około, żadnych śladów cywilizacji, żadnej innej łodzi, tylko góry, śnieg i słońce. Fale delikatnie obijają się o łódź, tworząc muzykę. Można się zatracić w tej specyficznej ciszy, zacząć odnajdywać siebie, swoje emocje…

Naszym celem było przekroczenie 80°N i tak też się stało. Śnieg z deszczem, wiatr i ledwo ledwo 1 stopień powyżej zera. Wyspa Moffen, którą widzieliśmy tylko z pokładu łodzi. GPS pokazał 80°N… Jest! Jest pięknie!

2 Comments

  1. paranoix

    widoki nieziemskie. Whisky z lodem pewnie też 😉

    1. Carollayna

      Ziemskie, ziemskie 🙂 to tylko Arktyka 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *