Spitsbergen – marzenia się spełniają

Longyearbyen – stolica Svalbardu, liczy ponad 1,8 tys. mieszkańców. Ośrodek wydobycia węgla kamiennego, port lotniczy, centrum turystyki.

Spitsbergen – największa wyspa Norwegii, położona w archipelagu Svalbard, na Morzu Arktycznym.

„Marzę by polecieć na Spitsbergen…”– te słowa od jakiegoś czasu wypowiadałam dość często. W odpowiedzi słyszałam „Tam jest zimno”, „Co tam zwiedzać”, „Pogięło Cię”, „Do Tajlandii lepiej poleć”. Ale podświadomie czułam, że innego kierunku teraz nie mogę obrać. Wszędzie – w internecie, gazetach, telewizji narzucały się wątki pięknej Arktyki – śniegu, lodu, zimna, nieskazitelnej bieli…

Ktoś kiedyś mi powiedział, że cel to marzenie z terminem realizacji, więc zaczęłam działać, małymi kroczkami. Po pierwsze kompan podróży – razem raźniej, koszty noclegu niższe.

Pewnego upalnego dnia, w czasie rozmowy z kolegą o naszych podróżach po Skandynawii, wymsknęło mi się moje ukochane ostatnio zdanie „Marzę by polecieć na Spitsbergen…”- chwila ciszy i tym razem odpowiedź była inna: „Kombinuj wyjazd i lecimy – oczywiście zimą.” Nie wierzyłam… Jest ktoś kto ma podobnego hopla na punkcie Arktyki, zimna i lodu jak ja!

I tak po miesiącu codziennego przeglądania stron linii lotniczych zostały zakupione bilety… Cieszyłam się jak dziecko! Ostatecznie nasza trójka – ja i dwóch mężczyzn – doświadczyło czegoś o czym nigdy nie zapomni.

Stojąc przed lotniskiem w Oslo wiedzieliśmy, że ostatni raz widzimy Słońce nad horyzontem. Tak, w Longyearbyen noc polarna trwała do 14 lutego. W czasie naszej wyprawy, raz prawie widzieliśmy Słońce, choć „dzień” a raczej godziny jasne były od 7:00 – 17:00.
Po niecałych 3 godzinach lotu nad Ziemią owianą chmurami, zaczęły wyłaniać się szczyty gór, biały krajobraz… Wielkie białe pustkowie, które wzbudzało respekt. Nie będę ukrywać, że ponad połowa pasażerów samolotu była „przyklejona” do okien, by móc podziwiać te wspaniałe widoki.

Na archipelagu Svalbard żyje ok 2300 osób w tym ok 2000 w Longyearbyen, niedźwiedzi polarnych ok 3000. Longyearbyen – stolica Svalbardu, najbardziej wysunięte na północ miasto. Co zadziwiające życie toczy się tu normalnym trybem – jak w każdym innym mieście. Najbardziej wysunięte na północ lotnisko cywilne, kościół, przedszkola, szkoła, poczta, bank, supermarket, restauracje, puby, basen, pozwalają na chwilę zapomnieć, że jest się w Arktyce.

Lotnisko, cóż można napisać – jest. Dawniej samoloty lądowały tylko zimą po drugiej stronie miasteczka w dolinie.

Zakwaterowanie w Gjestehuset 102.  Położony ok 2 km od centrum miasteczka. W latach 1946-2001 mieszkali w nim górnicy. Najtańsze miejsce noclegowe nie licząc campingu czynnego tylko w okresie letnim.

Longyearbyen to miasteczko górnicze. Wszędzie w okolicy można napotkać pozostałości po wydobyciu węgla kamiennego.

Spotkanie niedźwiedzia polarnego, który chciałby skonsumować człowieka jest realnym zagrożeniem.
Poza terenem miasta trzeba posiadać broń. W odległości nie mniejszej niż 50 m od ostatnich zabudowań broń musi być naładowana. Na terenie miasta można poruszać się z bronią, jednak magazynek musi być opróżniony i otwarty by każdy widział, że nie ma w nim naboi.
Pozwolenie na wypożyczenie broni wystawia Gubernator Svalbardu. Nie jest to trudne.
Trzeba uzyskać zaświadczenie o niekaralności, które następnie tłumaczymy u tłumacza przysięgłego na język angielski bądź norweski. Po wypełnieniu dokumentu ze strony Gubernatora, wysyłamy je wraz z przetłumaczonym zaświadczeniem o niekaralności. Czas oczekiwania do 4 tygodni.
Nam zajęło w sumie 2 dni z przetłumaczeniem. Odpowiedź Gubernatora po 1,5 godziny Wydrukowany dokument od Gubernatora trzeba pokazać przy wypożyczaniu broni. Krótkie przeszkolenie jak posługiwać się bronią i już można ruszać za miasto.

Wieczorami dzięki wypożyczonej broni, mogliśmy udać się poza miasto w poszukiwaniu Zorzy Polarnej.

Ostatniego pełnego dnia smutek zaczyna ogarniać człowieka, że jutro musi się pożegnać z tą mroźną krainą. Nie, nie poddamy się temu, idziemy zwiedzać dalej, walczyć z bólem nóg i pleców, wdychać mroźne powietrze. Broń mamy oddać do 17:00, więc mamy ponad 8 godzin na naszą wyprawę. Pierwszym pomysłem była wspinaczka na pobliską górę – zły pomysł. Oblodzone zbocze, bardzo silny wiatr, zmusił nas do poruszania się utwardzoną drogą.

Tego dnia ostatecznie sprawdziły się nasze ubrania, gogle, kominiarki, które zabraliśmy ze sobą.
Cała droga powrotna była pod wiatr, w pewnym momentach moja skromna osoba musiała stawać i opierać się podmuchom, które nie dawały mi zrobić kroku naprzód…

Siedząc na lotnisku miałam nadzieję, że przyjdzie jakaś wielka chmura i nasz lot nie odbędzie się, że jeszcze tu zostanę.
Nie stało się tak, a moja dusza płakała opuszczając to miejsce. Mogłabym tu zostać…
Miejsce na Ziemi do którego koniecznie trzeba wrócić –może latem? Piesze wędrówki po okolicznych górach… Kilkudniowy rejs statkiem…

 

 

2 Comments

  1. Marta @ przepisyzpodrozy.pl

    Svalbard to mój plan na przyszły rok chociaż zdecyduję się pewnie na wypad wiosną/latem. Myślę jednak, że to jedno z tych miejsc, które warto zobaczyć w letniej i zimowej odsłonie. Dzięki za wpis, z pewnością skorzystam ze wskazówek poczas planowania.

    1. Carollayna

      Dobrym terminem jest kwiecień, maj, kiedy jest jeszcze śnieg, mróz nie taki duży a dzień już jest długi. Łodzie do Barentsburga czy Pyramiden zaczynają sezon pod koniec maja. Svalbard jest piękny o każdej porze roku 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *